Masakra na „Wujku”. 16 grudnia mija 40 lat od dnia, gdy milicja strzelała do górników

„Czuć już było, że może dojść do jakiegoś nieszczęścia w kraju. Powiem szczerze, że spodziewaliśmy się wprowadzenia stanu wyjątkowego” - wspominał po latach dzień 10 grudnia 1981 roku Stanisław Płatek, działacz NSZZ „Solidarność” na KWK „Wujek”.

Karol Chwastek/ŚCWiS
Śląskie Centrum Wolności i Solidarności: wystawa stała

Rozpoczęte w nocy z 12 na 13 grudnia zatrzymania (oficjalnie określane mianem internowania, w praktyce będące aresztowaniami) czołowych działaczy „Solidarności” objęły też związkowców „Wujka”, wśród nich przewodniczącego Komisji Zakładowej, Jana Ludwiczaka. W poniedziałek 14 grudnia na „Wujku” rozpoczął się strajk. Strajkujący żądali zwolnienia i sprowadzenia na kopalnię internowanego Ludwiczaka oraz poszanowania porozumienia jastrzębskiego z 1980 roku, za którego pogwałcenie uważali wprowadzoną militaryzację kopalń. Prawdopodobnie jeszcze tego samego dnia decydenci sił, wdrażających represje stanu wojennego w województwie katowickim, podjęli przygotowania do stłumienia strajku.

Masakra na „Wujku”

Jednak pacyfikacja kopalni „Wujek” rozpoczęła się dopiero po dwóch dalszych dniach, w środę 16 grudnia. Do akcji skierowano potężne siły milicji i wojska, liczące 1471 funkcjonariuszy i 760 żołnierzy. W ich skład wchodziły też 22 czołgi oraz 44 bojowe wozy piechoty. Po godzinie 8.00 kopalnia została otoczona, a strajkującym postawiono ultymatywne żądanie przerwania strajku i opuszczenia terenu zakładu w ciągu zaledwie jednej godziny. Odpowiedzieli, że nie będą stawiać oporu pod warunkiem, że do „Wujka” wkroczy jedynie wojsko. To nie satysfakcjonowało pacyfikatorów.

Najpierw milicja użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego przeciwko gromadzącym się pod kopalnią ludziom. Czołgi strzelały na postrach i rozbijały kopalniane mury. Za nimi na teren kopalni wkroczyło ZOMO. Gdy górnicy oparli jego pierwsze szturmy, przed kopalnianą kotłownią milicjanci z plutonu specjalnego otworzyli ogień. To już nie były strzały na postrach. Zomowcy użyli ostrej amunicji i mierzyli tak, by zabić. Zastrzelili na miejscu lub śmiertelnie ranili 9 górników z „Wujka”: Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizę, Joachima Gnidę, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Andrzeja Pełkę, Jana Stawisińskiego, Zbigniewa Wilka, Zenona Zająca. Postrzelili też 23 innych górników. Wielu dalszych odniosło obrażenia ciała, doznało zatrucia gazem i uszkodzenia wzroku.

Sprawiedliwość po latach

Po tym bezkompromisowym i zbrodniczym zastosowaniu brutalnej siły strajk na „Wujku” załamał się, ale nie oznaczało to końca represji wobec jego uczestników. W procesie członków komitetu strajkowego KWK „Wujek” skazano na kary więzienia Stanisława Płatka (4 lata), Jerzego Wartaka (3,5 roku), Mariana Głucha (3 lata) i Adama Skwirę (3 lata). Natomiast winni tragedii na całe lata uniknęli odpowiedzialności. Wszczęte 16 grudnia 1981 r. przez śledztwo, mające zbadać wydarzenia w kopalni, zostało po niewiele ponad miesiącu umorzone - mimo iż chyba sama Prokuratura Wojskowa nie wierzyła w to, co ogłosiła, tzn. że milicjanci użyli broni w obronie koniecznej. Członków plutonu specjalnego ZOMO osądzono dopiero w wolnej Polsce, choć i wtedy wyroki skazujące zapadły dopiero w trzecim ich procesie, toczącym się w latach 2004-2007.