Dlaczego chcą referendum w sprawie odwołania Daniela Begera

Zarzucają prezydentowi „kolesiostwo”, odstraszanie inwestorów i brak płynności finansowej miasta.

37e331b7a1b39f090b1249a069a513d3 XL

Referenda to chleb powszedni w samorządach. W ten sposób władzę stracił, m.in. były prezydent Bytomia Piotr Koj. Z kolei Grażyna Dziedzic, rządząca Rudą Śląską, dwukrotnie obroniła się przed próbą odwołania przez mieszkańców. Niewykluczone, że w tej kadencji referendalny sezon rozpocznie się w Świętochłowicach. W tamtejszym magistracie, 17 stycznia zostało złożone powiadomienie w tej sprawie. Podpisało się pod nim sześć osób.

- Sytuacja Świętochłowic jest zła, co wynika z braku kompetencji prezydenta Daniela Begera i jego złego zarządzania. W mieście zapanowała stagnacja i brak jest wizji rozwoju. Chodzi, m.in. o złą politykę personalną, zarówno w Urzędzie Miejskim, jak i w jednostkach organizacyjnych i spółkach komunalnych. Na intratnych stanowiskach są zatrudniani ludzie z najbliższego otoczenia politycznego prezydenta i ich rodziny. Doprowadziło to do tego, że zwolniono wieloletnich i doświadczonych pracowników, także dyscyplinarnie - powiedziała podczas konferencji prasowej Beata Łukasiak, pełnomocnik inicjatorów referendum.

Zarzucają prezydentowi także brak płynności finansowej miasta, złą sytuację szpitala, brak dialogu z nauczycielami i odstraszanie potencjalnych inwestorów.

- Chodzi przede wszystkim o firmę Panattoni, która chciała stworzyć 500 miejsc pracy w Świętochłowicach, a dodatkowo 400 mln zł zasiliłoby budżet gminy. Jeżeli nasze miasto stać na takie pomyłki, to ja nie widzę w Świętochłowicach miejsca dla prezydenta Daniela Begera - dodała Beata Łukasiak.

O tym, że w Świętochłowicach szykuje się referendum, plotkowano od dawna. Nie jest też tajemnicą, że tropy mogą prowadzić do byłego prezydenta Dawida Kostempskiego, choć nie ma go wśród inicjatorów akcji.

Czy jest realna szansa na przedterminowe odwołanie Daniela Begera?

Wszystko zależy od mieszkańców, choć w swoich decyzjach kierować się będą nie tylko intuicją, ale także rekomendacjami największych sił politycznych w Świętochłowicach.

Opozycyjne Stowarzyszenie „Razem dla Świętochłowic” jak zawsze jest krytyczne wobec prezydenta, ale w kwestii referendum na razie wypowiada się wstrzemięźliwie.

- Nasza ocena działań prezydenta Begera jest bardzo krytyczna. Doskonale rozumiemy inicjatorki referendum. Na razie czekamy na konkret: decyzję RIO odnośnie budżetu Świętochłowic. O ewentualnym włączeniu się w tę inicjatywę zdecydujemy kolegialnie - napisał na profilu facebookowym Łukasz Respondek, radny RdŚ.

Przypomnijmy, że Regionalna Izba Obrachunkowa wytknęło błędy i naruszenie prawa w uchwale Rady Miejskiej w sprawie uchwaleniu budżetu na 2020 rok.

RIO odrzuciła też Wieloletnią Prognozę Finansową w Świętochłowicach. Budżet został odesłany do poprawki i władze mają czas do 15 lutego na usunięcie uchybień. Jeśli miasto się z tym nie upora, to wtedy budżet przygotuje RIO. Trudno o lepszy pretekst do zorganizowania referendum.

Na razie wstrzemięźliwy w komentarzach jest także Ruch Ślązaków. Przypomnijmy, że chodzi o ugrupowanie, które utorowało drogę do zwycięstwa obecnemu prezydentowi. Ostatnie wybory samorządowe w Świętochłowicach były zacięte, jak nigdy. Kostempski i Beger szli łeb w łeb, a rolę przysłowiowego języczka u wagi odegrała Sonia Kwaśny z Ruchu Ślązaków. Nie przeszła do drugiej tury, ale wyśrubowała dobry wynik. Jej rekomendacja pozwoliła Begerowi wygrać przewagą zaledwie 122 głosów. Polityczna przyjaźń trwała krótko. Kwaśny została wiceprezydentem, ale pożegnała się ze stanowiskiem, kiedy nie zaakceptowała polityki cięć i wyrzeczeń, jaką miastu zafundował nowy prezydent.

Informacja o planowanym referendum raczej nie zmartwiła Ruchu Ślązaków.

Ewentualne przyspieszone wybory to świetna okazja dla Sonii Kwaśny, aby jeszcze raz podjąć próbę sięgnięcia po najważniejszy urząd w mieście.

Dużym partiom, czyli Platformie Obywatelskiej oraz Prawu i Sprawiedliwości, też specjalnie nie zależy na obronie Daniela Begera, ponieważ jego pozycja na Śląsku nie jest mocna, a to powoduje, że nie można go wykorzystać w politycznej walce toczonej na regionalnym i krajowym froncie. Generalnie, obecny prezydent został na placu boju sam ze swoim stowarzyszeniem Przyjazne Świętochłowice. Osobną kwestią jest, czy pozostałym aktorom świętochłowickiej sceny politycznej zależy na ogłaszaniu referendum w takim momencie i przez ludzi kojarzonych z poprzednim prezydentem?

Wszystko okaże się w najbliższym czasie. Miasto ma dwa tygodnie na przekazanie grupie inicjatywnej informacji o liczbie wyborców. Jest to potrzebne, aby dowiedzieć się, ile trzeba zebrać podpisów pod wnioskiem o referendum oraz ile osób musi głosować, aby plebiscyt był ważny. Na zebranie podpisów jest 60 dni.

Statystycznie, zdecydowana większość referendów kończy się fiaskiem. Prezydenci zostają na stanowiskach i przywołują stare przysłowie, że co ich nie zabiło to ich wzmocni. Nie wolno zapominać o innym przysłowiu: co cię nie zabiło, to spróbuje jeszcze raz.

Jerzy Filar