Krajobraz po Kałuży

Piszemy o nieoczekiwanej zmianie władzy w sejmiku wojewódzkim, bo sytuacja polityczna w regionie zawsze ma spory wpływ na to, co dzieje się w Świętochłowicach…

71601b6fd7fc74a9f4eea8e6c1b43d35 XL

Powoli opadają emocje nieoczekiwanej wolcie w sejmiku wojewódzkim. Wulgarnego występu na żorskim rynku posłanki Moniki Rosy nie ma co komentować i analizować. Wypada jedynie współczuć ludziom, którzy na co dzień muszą obcować z „nowoczesną” parlamentarzystką. Można zrozumieć szczere oburzenie posła Borysa Budki z PO, bo robotę w Urzędzie Marszałkowskim straciła jego żona. Szkoda natomiast, że anonimowi hejterzy atakujący radnego Wojciecha Kałużę nie mówią, czego konkretnie bronią. Przez ostatnie lata województwem śląskim rządził marszałek Wojciech Saługa z PO. Trudno ten układ nazwać partyjnym.

Prawdziwa władza leżała w rękach klanu „jaworznickiego”, skąd pochodzi marszałek.

Ze względu na powiązania towarzysko-biznesowe mówi się nawet o klanie „jaworznicko-tyskim”. Boleśnie przekonało się o tym wielu zdolnych i ambitnych działaczy PO, którzy zadarli z marszałkiem i dostali szlaban na etaty w instytucjach podległych śląskiej „marszałkowni”. Gdyby Platforma osiągnęła lepszy wynik w wyborach, w województwie nie zmieniłoby się nic. Ale przy urnach było blisko remisu. Nieoficjalnie wiadomo, że rolę języczka u wagi miało pełnić SLD, które za powstrzymanie PiS chciało dwóch ludzi w pięcioosobowym zarządzie województwa. Gdyby tak się stało, mielibyśmy desant lewicowych działaczy na wojewódzkie spółki, aby organizacyjnie wzmocnić tę formację przed przyszłorocznymi wyborami. Wojciech Kałuża zmienił stronę barykady i przyblokował oba scenariusze.

Osądzając jego postępowanie warto pomyśleć nie tylko o tym na co nas naraził, ale też przed czym uchronił.

Wojciech Kałuża pozwolił na przejęcie władzy trzeciemu układowi. Czy będzie on oparty tylko na Prawie i Sprawiedliwości? Raczej nie. Trzeba pamiętać, że mimo deklarowanej wrogości i różnic programowych, PiS i PO funkcjonują w podobny sposób. W regionalnych strukturach PiS działa kilka „pisów”, skupionych wokół parlamentarzystów o dużych wpływach i ambicjach. Każdy z nich będzie chciał ugrać swoje. Na miejsce wyrzuconej żony Budki przyjdzie żona kogoś innego i równowaga w przyrodzie zostanie zachowana. Szacuje się, że wymiana kadrowa w wojewódzkich instytucjach może objąć około 2 tys. stanowisk.

Ułożenie władzy może okazać się dla PiS znacznie trudniejszym wyzwaniem niż jej przejęcie.

Czy przetasowania na szczytach wojewódzkiej władzy wpłyną na Świętochłowice? Teoretycznie nie powinny, bo ludzie trzymający władzę na Śląsku zawsze zastrzegają, że polityka nie ma przełożenia na współpracę z samorządami. Tyle teoria. Za rządów Wojciecha Saługi i jego zaplecza towarzysko-politycznego mieliśmy samorządy lepiej i gorzej współpracujące z województwem. Bardziej i mniej skuteczne w pozyskiwaniu środków unijnych. Czy rządy PiS zmienią ten mechanizm? Po co, skoro sprawdzał się przez tyle lat.

Po nieoczekiwanym i sensacyjnym zwycięstwie Daniela Begera, Świętochłowice znalazły się poza głównym nurtem wojewódzkiej polityki. To dobrze i źle. Z jednej strony, w rwącej wodzie łatwo można utonąć, ale stanie blisko brzegu oznacza stagnację, a nasze miasto nie może sobie na to pozwolić. PiS nie ma powodu do odwetu na Świętochłowicach, co mogłoby się wydarzyć, gdyby na stanowisku został Dawid Kostempski związany z PO. Nie ma też pretekstu do okazywania specjalnych względów, ponieważ w miejskim samorządzie zabrakło przedstawicieli tej partii.

Daniel Beger wchodząc do gmachu przy ul. Jagiellońskiej w Katowicach, wpływa na nieznane sobie wody.

Chcąc skuteczne działać powinien przede wszystkim dokładnie przestudiować mapę wpływów i układów w śląskim PiS. Najprostsza droga do tego środowiska wiedzie poprzez biuro posła Grzegorz Tobiszowskiego, szefa katowickiego okręgu PiS. Pełni on jednocześnie funkcję wiceministra energii odpowiedzialnego za górnictwo. Nie ułatwia to sprawy, bo Tobiszowski siłą rzeczy nie ma czasu na zajmowanie się sprawami lokalnymi.

Wiele też zależy od wyniku przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Powtórne zwycięstwo i umocnienie władzy PiS spowoduje, że rządzenie miastem bez współpracy z tą partią może okazać się trudne. Chyba, że wygra PO, ale dla prezydenta Begera nie byłaby to dobra informacja. Partia Schetyny tak szybko nie zapomni o utracie wpływów w małym, ale ważnym mieście na Śląsku. Reasumując, nowe władze Świętochłowic wcześniej czy później będą musiały coś zrobić, aby zyskać przychylność w gabinetach, gdzie decyduje się o unijnych pieniądzach i rządowych inwestycjach. Otwartym pozostaje pytanie, jaka będzie polityczna cena takiego kroku?

Jerzy Filar