Krajobraz po wyborczej bitwie

Po sensacyjnym zwycięstwie w wyborach prezydent Daniel Beger rządzi w Świętochłowicach, ale nie ma za sobą większości w Radzie Miejskiej. Po nieoczekiwanej wolcie w Sejmiku Wojewódzkim, na Śląsku panuje Prawo i Sprawiedliwość. Niestety, w świętochłowickim samorządzie w tej kadencji nie ma PiS i siłą rzeczy raczej nie znajdziemy się na czele miast, do których popłyną państwowe i wojewódzkie dotacje. Jednym słowem, w lokalnej polityce zrobiło się ciekawie i nerwowo.

7884581148e30ccb73a24dfa45b62e09 XL

W Świętochłowicach, jak u Hitchocka. Pierwsza tura wyborów była trzęsieniem ziemi, a później napięcie rosło i rośnie dalej. W regionalnych mediach wyniki samorządowych zmagań w Świętochłowicach podano jako jedne z ostatnich. Kiedy je ujawniono wybuchła sensacja. Debiutujący w lokalnej polityce Daniel Beger pokonał „starego”, samorządowego wyjadacza Dawida Kostempskiego o niewiele ponad sto głosów. W prawie pięćdziesięciotysięcznym mieście to ułamek procenta. Ulubione powiedzenie komentatorów sportowych o zwycięstwie „o włos” idealnie pasuje do opisu tej sytuacji. W życiu i polityce nic nie jest jednak proste.

Daniel Beger wygrał, ale drugi fundament samorządowej władzy opanowała opozycja.

Razem dla Świętochłowic i Koalicja Obywatelska mają wspólnie 13 głosów i większość w Radzie Miejskiej. Jej przewodniczącym został były prezydent Dawid Kostempski. Patrząc na skalę negatywnych emocji towarzyszących kampanii wyborczej trudno liczyć na to, aby obaj panowie zapałali do siebie miłością. Co to oznacza dla Świętochłowic? Pewni możemy być tylko jednego. Czekają nas ciekawe lata. Czy będą dobre dla miasta? Wszystko w rękach samorządowców. Daniela Begera czeka trudne zadanie. Podczas kampanii wyborczej dosyć wysoko zawiesił poprzeczkę społecznych oczekiwań. Najbardziej chwytliwym hasłem było „miasto w ruinie”, wskazujące na fatalny stan budynków komunalnych.

Zapowiedź remontów i modernizacji jest jak najbardziej słuszna i oczekiwana przez mieszkańców, ale łatwiej to powiedzieć, niż zrobić.

W materiałach wyborczych Daniel Beger pytał, gdzie rozpływa się 20 mln zł, które co roku lokatorzy wpłacają do kasy MPGL. Szkoda, że nie poruszył tematu, którego unikał także jego wyborczy rywal i poprzednik. Gdzie są pieniądze, które powinny być, a ich nie ma? Lokatorzy, tytułem zaległych opłat, są winni MPGL około 40 mln zł. Ogromne trudności w ściągnięciu tych pieniędzy są jednym z największych problemów tej spółki i całego miasta. Żaden samorządowiec nie odważy się jednak powiedzieć tego wprost, ponieważ wśród dłużników są wyborcy, a patrząc na skalę zjawiska mówimy o tysiącach potencjalnych głosów. Zwolennicy dadzą zapewne Danielowi Begerowi kredyt zaufania i nie zaczną narzekać, jeżeli nie zauważą pozytywnych zmian w pierwszym czy drugim roku kadencji. Problem w tym, że fanów nowego prezydenta jest mniej więcej tylu samo, co jego przeciwników, a ci raczej nie będą pobłażliwi.

Zazwyczaj każdej osobie na wybieralnym stanowisku daje się sto dni na ogarnięcie sytuacji.

Czy taka taryfa ulgowa obowiązywać będzie w Świętochłowicach?

Wiele zależy od zachowania opozycji w Radzie Miejskiej. Mają większość i mogą zablokować każdy pomysł prezydenta. W rozmowie z nami ( str. 5) Bartosz Karcz, lider Razem dla Świętochłowic, które jest największym ugrupowaniem w Radzie, deklaruje, że nie będzie przeszkadzać w realizacji dobrych projektów. Brzmi optymistycznie, choć czy mógł powiedzieć coś innego na starcie kadencji? Układ w Radzie Miejskiej nie sprzyja prezydentowi Begerowi. Jego Przyjazne Świętochłowice zdobyły zaledwie trzy głosy. Koalicyjny Ruch Ślązaków, z którego jest wiceprezydent Sonia Kwaśny, może liczyć na pięć szabel. Na ile trwała jest ta koalicja? Podczas kampanii ich wspólnym mianownikiem była niechęć do Dawida Kostempskiego.

Czy tego paliwa wystarczy na całą kadencję?

Sonia Kwaśny startowała z Ruchu Ślązaków, ale znana jest przede wszystkim z działalności medialnej w Śląskiej Telewizji Miejskiej. Właściciel stacji nie był fanem poprzedniego prezydenta i z oczywistych powodów jest zwolennikiem nowej władzy. Opozycja w Radzie Miejskiej zapewne będzie z uwagą śledzić, czy i w jakim stopniu ta wzajemna sympatia przełoży się na bardziej konkretne relacje. W tych trudnych dla mediów czasach, współpraca z władzą daje wydawcom solidny fundament przetrwania. Ośmioro radnych nie daje nowemu prezydentowi komfortu rządzenia, bo do większości potrzeba jedenastu.

„Kazus Kałuży” pokazał jednak, że w polityce wszystko jest możliwe.

Przypomnijmy, że chodzi o Wojciecha Kałużę, radnego sejmikowego z Żor, który na dzień przed wyborem marszałka województwa przeszedł z Koalicji Obywatelskiej do Prawa i Sprawiedliwości, co pozwoliło partii Kaczyńskiego przejąć władzę na Śląsku. Radny sporo na tym zyskał, bo został wicemarszałkiem i są zapewne sprawy, o których (jeszcze) nie wiemy. Zapłacił też za to słoną cenę. Stał się negatywnym bohaterem ogólnopolskich mediów, a w Internecie wylała się na niego niespotykana dotychczas fala „hejtu”. Czy w Świętochłowicach też znajdą się „Kałuże”? W ciemno można przyjąć, że zapewne tak. Polityczne transfery, zwłaszcza na niższych szczeblach władzy, nie są w Polsce nowością i rzadkością.

Dotychczas, w rządzeniu Świętochłowicami bardzo przydatne były dobre relacje zewnętrzne.

Prezydent Kostempski przejął w mieście rządy, kiedy Polską i województwem rządziła jego macierzysta Platforma Obywatelska. Dobre relacje z centralami w Katowicach i Warszawie zaowocowały spektakularnymi inwestycjami, jak Muzeum Powstań Śląskich, basen ekologiczny czy pieniądze na rewitalizację Kaliny. Teraz, w kraju i regionie rządzi Prawo i Sprawiedliwość. Tak się niefortunnie złożyło, że w świętochłowickim samorządzie nie ma przedstawicieli tej partii. Oczywiście, PiS przyjęło z zadowolenie zwycięstwo Daniela Begera, bo odsunął od władzy prezydenta z PO. Trudno jednak oczekiwać, aby ta wdzięczność miała jakieś pozytywne konsekwencje. Nie jest w interesie PiS wzmacnianie Begera, ponieważ partia musi odbudować miejskie struktury i lansować swoich ludzi, którzy powalczą o władzę w kolejnych wyborach. A mogą wtedy dziać się rzeczy przedziwne. Prezes Jarosław Kaczyński dał przecież zielone światło na budowanie w lokalnych samorządach koalicji ze wszystkimi, nawet z PO.

Jedno jest pewne. Cokolwiek się wydarzy w ciągu najbliższych pięciu lat, źródłem tego będą decyzje podjęte przez mieszkańców 21 października i 4 listopada 2018 roku.

Jerzy Filar