Latarnie gazowe były też w Świętochłowicach

Patrząc na widokówki Świętochłowic z przełomu XIX i XX wieku dostrzegamy m.in. słupy oświetleniowe. Możemy się domyślić, że wykorzystano w nich gaz świetlny. Czy wcześniej także z innego paliwa? Tego nie wiemy. Warto jednak zapoznać się z rozwojem oświetlenia ulicznego.

fot. Wirtualne Muzeum Gazownictwa
Latarnia gazowa

Przyjmuje się, że jako pierwszy zastosował je Londyn, kiedy burmistrz tego miasta sir Henry Barton polecił w roku 1417 rozwieszać każdego zimowego wieczora latarnie ze światłami pomiędzy Hallowtide i Candlemasse. W tymże Londynie. lecz w innych miejscach, jak też w innych miejscowościach stosowano łuczywa i pochodnie, które niesiono w ręku i oświetlano sobie nimi drogę.

Dopiero w XVIII wieku mieszkańcy miast dowiedzieli się, co to jest uliczne oświetlenie, dzięki latarniom olejowym, które wyglądały jak trzymetrowe drewniane słupy ze szklanym kołpakiem u góry. Wewnątrz umieszczano pojemnik z olejem, z którego sterczał knot. Najpierw wykorzystywano olej konopny, który był tani, lecz i niezbyt efektywny, bo dawał mało światła, a szkło latarni szybko się kopciło. No i niestety kapał na przechodniów plamiąc im odzież śmierdzącą cieczą. Potem z ulgą zamieniono (w połowie XIX wieku) olej na naftę. Dawała ona jaśniejszy płomień, prawie nie kopciła i była o wiele tańsza od oleju konopnego.

Dodajmy, że przez wiele lat ich obsługą zajmowali się latarnicy. Każdy latarnik musiał dźwigać ze sobą drabinę, długi drąg, małą ręczną latarnię, szczypce, pojemnik z olejem, gąbkę i miarkę na olej. Do ich obowiązków należało zapalanie i gaszenie latarni. A do tego pełna jej obsługa: napełnianie pojemnika olejem lub naftą, wystawianie knotów oraz konserwacja i czyszczenie jej elementów. Swoją pracę rozpoczynali około dziesiątej wieczorem, a kończyli o czwartej nad ranem. I to przy każdej pogodzie.

Oświetlenie naftowe na dłuższy czas przyjęło się w domach, lecz na ulicach zastąpił je gaz. Stało się to dzięki Williamowi Murdochowi, o którym znany pisarz Walter Scott, pod koniec XVIII wieku, wyraził się ironicznie, że „jakiś wariat zechciał oświetlać Londyn dymem”. Zwróćmy uwagę, że imię i nazwisko tego wynalazcy jest takie, jak tytułowego bohatera kanadyjskiego serialu o detektywie wynalazcy.

Murdoch wykorzystał wiedzę, że wytwarzano gaz poprzez spalanie węgla. Opracował zbieranie go w specjalnych pojemnikach, a potem przewodami doprowadzenie do latarń. Gaz był bardzo lekki i ulatniał się w górę, dlatego gazownie umieszczano w najniżej położonych okolicach miast. Tenże Murdoch w roku 1792 wykonał pierwszą udaną instalację gazową oświetlającą dom.

Okazało się, że łatwiej było takie oświetlenie wynaleźć, niż je opatentować. Komisja nie miała zielonego pojęcia o istocie zagadnienia, wyśmiała konstruktora i odprawiła z kwitkiem. Mimo to Murdoch nadal zajmował się tym problemem i w roku 1799 opracował sposób oczyszczania i magazynowania gazu, a w 1802 roku wspólnie z Niemcem Winzerem zastosował oświetlenie gazowe w zakładach "Boulton & Watt" w Soho.

Po kilku kolejnych latach, w Londynie powstała pierwsza gazownia, a w roku 1807 (inni twierdzą, że w 1814) zainstalowano tam pierwsze latarnie uliczne.

Nowe oświetlenie było dwukrotnie tańsze i bardziej wydajne od nafty i zaczęło zdecydowanie wypierać konkurenta z rynku. Gaz wykorzystywano nie tylko na ulicach, ale i wewnątrz domów. Potem zaczęto wytwarzać latarnie gazowe, w których gaz podaje się z dołu do góry (stojące) i takie, gdzie gaz podaje się z góry do dołu (wiszące).

Oczywiście gaz ten różnił się od tego, który używamy dziś. „Przede wszystkim nie dodawano do niego substancji zapachowej – odorantu, która nadaje gazowi specyficzny zapach. Na początku XX wieku gaz prawie niczym nie pachniał, a do tego uważany był za leczniczy. Lekarze zaradzali mniej majętnym pacjentom spacery na świeżym powietrzu w pobliżu gazowni”.

Pierwsze gazowe latarnie uliczne zapłonęły więc w Londynie. W ślad za tą metropolią poszły inne: Paryż, Wiedeń, Drezno i Berlin. Nie pozostawał długo w tyle Wrocław, gdzie 23 maja 1847 roku zapaliło się 758 latarni w centrum i na promenadzie wzdłuż fosy miejskiej. Ówczesna „Schlesische Zeitung” pisała: „Wieczorem o godzinie 9, ku uciesze zaskoczonej publiczności, pierwszy raz rozbłysło oświetlenie gazowe. Poszczególne płomienie, które mają kształt wielkich tulipanowych liści, płoną w latarniach, których górne i dolne ramki są przymocowane do narożników domów przez boczne sztaby, dzięki czemu ziemia jest równomiernie oświetlona”. 22 grudnia 1857 roku, po raz pierwszy zapalone zostały latarnie usytuowane na czterech narożnikach Rynku Głównego w Krakowie: naprzeciw Kościoła Mariackiego, Krzysztoforów, Pałacu pod Baranami oraz u wylotu ul. Grodzkiej.

Z wprowadzenia oświetlenia gazowego zadowoleni byli też latarnicy. Teraz nie trzeba było stale dolewać oliwy, czy nafty, podkręcać knoty – wystarczyło otworzyć zawór i zapalić gaz. Dopiero w 1936 roku zastosowano nowoczesne mechanizmy zegarowe. Ich żywot był jednak dość krótki, bowiem już po 1939 roku zostały one zdemontowane.

Mówimy tu o gazie świetlnym, który zwany jest inaczej gazem miejskim, a swoją nazwę zawdzięcza zastosowaniu w przeszłości do oświetlania ulic w latarniach miejskich. Zawiera on mieszaninę gazów, głównie pochodzących z odgazowania węgla, ma dużą zawartość wodoru (do 60%) i tlenku węgla (do 24%) i jest silnie trujący.

Lampy gazowe, które wykorzystywały palniki Auera, montowano wzdłuż głównych ciągów komunikacyjnych, a rozstawiano je w odległościach pomiędzy 15 a 25 metrów. Decyzja o rozkładzie uzależniona była od wagi ciągu komunikacyjnego.

Wspomnijmy, że ropę naftową i gaz ziemny, zwany początkowo naftowym, wydobywano w Polsce od 1854 roku w pierwszej na świecie kopalni ropy naftowej, uruchomionej w Bóbrce koło Krosna przez Ignacego Łukasiewicza. Od tego momentu datuje się narodziny światowego przemysłu naftowego i gazowniczego. W tym samym roku w Gorlicach zapalono (podobno pierwszą na świecie) uliczną latarnię naftową.

Należy wiedzieć, że lampa gazowa emituje światło przez spalanie gazu. Efekt świecenia powstaje dzięki znajdującym się w płomieniu, rozżarzonym cząsteczkom węgla, lub żarnikowi w postaci koszulki Auera.

Dla nas latarnie gazowe są obecnie atrakcją i dlatego cenimy miejsca, gdzie się zachowały. Podobno w Warszawie można natknąć się jeszcze na 60 sztuk, które trwają na swych miejscach od 1856 roku, są też w Krakowie (przy Gazowni oraz pod Sukiennicami), Olsztynie (przy Zamku Kapituły Warmińskiej) oraz w Gorzowie Wielkopolskim i kilku mniejszych miejscowościach. Do niedawna były także we Wrocławiu, lecz nie wiemy czy się ostały.

Na pewno latarni gazowych by nie było bez gazowni. Na naszym terenie w roku 1909 powstała Gazownia Hajduki Wielkie (późniejszy teren Świętochłowic). Gazownia Hajduki Wielkie, z największym i najbardziej nowoczesnym zakładem gazowni­czym w województwie śląskim, zaopatrywała gminy: Świętochłowice, Wielkie Hajduki, Nowe Hajduki, Dąb, Bogucice, Siemianowice, Chropaczów, Lipiny, Łagiewniki, Nową Wieś, Wirek, Kochłowice, Halembę, Bykowinę, Chorzów (Królewska Huta), Wełnowiec oraz Hutę Batory, Hutę Baildon, Hutę Hohenlohe, Hutę Laura, a także Śląską Spółkę Akcyjną w Lipinach.

W roku 1913 powstała w Królewskiej Hucie Gazownia Chorzów. Mamy pamiątkę tego w postaci ulicy Przy Gazowni. Nazwa nawiązuje do dawnych budynków chorzowskich zakładów gazowniczych i zlokalizowanej tu rozdzielni gazu. Gazownia budowana była w okresie od 1 IV do 15 VIII 1913 roku. Uroczyste jej otwarcie nastąpiło 1 IX 1913 roku i w tym samym dniu zapalone zostały pierwsze lampy gazowe oświetlające obecną ul. Wolności.

Prawdopodobnie w tym okresie na głównych ulicach terenu Świętochłowic również pojawiły się latarnie gazowe. Znajdowały się na słupach, które zgodnie z modą były pięknie zdobione, i przetrwały do uruchomienia i rozpowszechnienia się oświetlenia elektrycznego.

Jednym z ostatnich latarników był sympatyczny pan, który nazywał się Kamler, a jego osobę można rozpoznać na starym zdjęciu ukazującym zespół mandolinistów z naszej Gazowni w roku 1926.

(map)