Nie chcemy budować barykad lecz mosty

Rozmowa z Bartoszem Karczem, liderem stowarzyszenia Razem dla Świętochłowic, największego klubu w Radzie Miejskie.

- Miał Pan być wiceprezydentem, ale trafił na drugą stronę barykady, jako lider największego i opozycyjnego ugrupowania w Radzie Miejskiej.

- Nawet w przenośni nie chciałbym używać słowa barykada jeśli mówimy o Świętochłowicach. To jest nasze miasto, a nie front. Zakładam, że wszystkie ugrupowania zasiadające w Radzie Miejskiej mają wspólny cel, jakim jest rozwój Świętochłowic i podnoszenie jakości życia mieszkańców. Nie chcemy budować barykad ale mosty.

18bdd04e288fc232234be2fb5ea8bf38 XL

- Każdy cel można osiągnąć różnymi środkami.

- Na tym polega właśnie demokracja. Mieszkańcy wybrali drogę Daniela Begera, choć wygrał on minimalną przewagą głosów, co oznacza, że prawie tylu samo świętochłowiczan pragnęło kontynuacji planu, jaki realizowaliśmy w poprzednich dwóch kadencjach…

- W demokracji nie ma to większego znaczenia. Można wygrać nawet jednym głosem.

- Oczywiście, że w sensie formalnym skala zwycięstwa nie ma żadnego znaczenia. Poparcie społeczne ma jednak dużą wartość dla skuteczności sprawowania władzy, zwłaszcza kiedy trzeba podejmować trudne i niepopularne decyzje. Lepiej się rządzi mając za sobą zdecydowaną większość mieszkańców. Ostatnie wybory nie dały takiego komfortu nowemu prezydentowi.

- Jak się w tej sytuacji zachowa Razem dla Świętochłowic?

- Jesteśmy największym klubem w Radzie Miejskiej i wiemy, jaka odpowiedzialność na nas spoczywa. Duzi muszą dawać dobry przykład…

- Czeka nas kadencja pokoju i miłości?

- Czeka nas kadencja odpowiedzialności. Jesteśmy największym, ale też opozycyjnym klubem. Nie będziemy przeszkadzać prezydentowi w realizacji planów, które dobrze służą miastu, ale też nie pozwolimy psuć Świętochłowic.

- Jak Pan ocenia program Daniela Begera?

- Nie oceniam ludzi po słowach, ale po czynach. Kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami, opartymi nie tylko na rozsądku ale także na emocjach. Pada wiele deklaracji, obietnic, ale też kłamstw i fałszywych oskarżeń. Po wyborach napięcie spada i przychodzi czas ciężkiej pracy. Wróćmy do tej rozmowy za pół roku. Wtedy będzie można ocenić w jakim kierunku zmierza ta prezydentura.

- Czego się Pan obawia?

- Obawiam się o los największych inwestycji, które zostały zaplanowane, a niektóre już rozpoczęte. Mam na myśli, m.in. rewitalizację Kaliny, remont stadionu czy przyłączanie starych budynków do ciepła sieciowego. To są kluczowe sprawy dla rozwoju naszego miasta. Mam nadzieję, że nie padną one ofiarą politycznych rozliczeń.

- W materiałach wyborczych Daniel Beger pisał tak: „chcemy, aby nasze pieniądze były wydawane na to, co najważniejsze – remonty budynków, ulic i podwórek, na budowę naszych mieszkań, na realną ochronę środowiska naturalnego, na poprawę bezpieczeństwa, na stworzenie realnego wsparcia dla przedsiębiorców”. Jak Pan ocenia te deklaracje?

- Bardzo pozytywnie, ponieważ od lat realizujemy taki program w Świętochłowicach. Weźmy na przykład podwórka. Nie tylko je remontowaliśmy, ale budowaliśmy też nowe, jak te z programu „nasz plac”. Jeśli chodzi o mieszkania, to zaplanowaliśmy budowę nowych bloków komunalnych na Lipinach i mam nadzieję, że nowy prezydent nie wycofa się z tej inwestycji. Z kolei, jak inaczej nazwać rewitalizację stawu Kalina, niż realną ochroną środowiska naturalnego? Pod wieloma względami program Daniela Begera jest zapowiedzią tego, co już się dzieje w Świętochłowicach. Nie odbieram tego źle. Możemy się tylko cieszyć, że pomimo różnic, wygrywa pozytywne myślenie o naszym mieście.