Prezydent Beger: Określenie „kłamca” przyjmę z pokorą. Chodzi o domki fińskie

O bulwersującej wielu mieszkańców sytuacji osiedla domków fińskich w Piaśnikach pisaliśmy w ostatnich tygodniach już kilka razy. Budynki niedawno zamurowano i nikt nie informował co się z nimi stanie. Sprawa wreszcie doczekała się reakcji prezydenta Daniela Begera. Problem jednak w tym, że prezydent Świętochłowic chyba sam nie wie, co chce z nimi zrobić. Co innego mówił kilka dni temu na sesji Rady Miejskiej, a co innego pisał na Facebooku. Gdzie leży prawda?

Świętochłowice domki fińskie

Osiedle domków fińskich przy ul. Chorzowskiej w Piaśnikach miało w tej kadencji zostać wyremontowane. Był to jeden z najważniejszych postulatów i zarazem obietnica Daniela Begera w kampanii wyborczej. Miasto dostało pieniądze, aby ten remont przeprowadzić, jednak zamiast tego najpierw wykwaterowywano mieszkańców, a następnie zamurowano drzwi i okna. Cały teren wraz z budynkami wygląda dziś jak pobojowisko, pisaliśmy o tym w artykule Zamurowane drzwi i okna. Czy to koniec osiedla domków fińskich w Świętochłowicach?

Daniel Beger: Określenie „kłamca” przyjmę z pokorą

Pierwszy od wielu miesięcy komunikat w sprawie domków fińskich ukazał się na oficjalnym profilu prezydenta Świętochłowic na Facebooku w sobotę 11 czerwca. Wbrew wcześniejszym zapewnieniom i deklaracjom prezydenta, wynika z niego, że rzekomo nie znał sytuacji technicznej domków, a pieniędzy na ich ratowanie nie wydał z powodu programu naprawczego, pandemii i inflacji.

- Domki fińskie i Góra Hugona – „Beger Ty kłamco!” To prawda, sytuacja nie jest zgodna z tym, co zakładałem, ale nie dlatego, że składałem puste obietnice. Moje intencje były uczciwe i naprawdę chciałem ratować ten zacny kawałek historii. Niestety, idąc do wyborów nie spodziewałem się aż tak dramatycznej sytuacji w miejskiej kasie. Dwa lata programu naprawczego w którym musieliśmy, powtarzam – musieliśmy spłacić ponad 20 mln zł zadłużenia, aby odzyskać wiarygodność finansową, następnie pandemia wywracająca wszelkie te plany i na koniec szalejąca inflacja podbijająca w niespotykanej do tej pory skali ceny usług i materiałów budowlanych, zmusiły mnie do zweryfikowania i wycofania się z niektórych pomysłów. Jeśli przez to, że nie wydałem kilku milionów złotych na ratowanie kilkunastu mieszkań, zostanę nazwany kłamcą, to cóż… przyjmę to z pokorą - napisał prezydent.

W podanych przez prezydenta argumentach aż roi się od niespójności. Gmina Świętochłowice nigdy oficjalnie nie wdrożyła programu postępowania naprawczego, który narzuciła jej Regionalna Izba Obrachunkowa. Co do pandemii, to w grudniu 2020 roku, czyli w szczytowym jej okresie - to nie kto inny, tylko prezydent Beger potwierdzał, że domki dostaną „drugie życie”. Te informacje nadal znajdują się na stronie miasta Świętochłowice (https://swietochlowice.pl/wiadomosci/drugie-zycie-domkow-finskich-w-piasnikach/).

Wówczas, a także przez większość 2021 roku, nie było również „szalejącej inflacji podbijającej ceny materiałów i usług”. A miasto pieniądze na remont domków fińskich dostało, jednak nigdy nie zostały na to wydane. Nie wiadomo też, co się z nimi stało. Czytając wpis prezydenta wydaje się, że ze swojej obietnicy się wycofał. Chyba w mało elegancki sposób.

Prezydent obiecał, a odpowiedzialność zrzuca na innych

Sprawa domków fińskich został wywołany na ostatniej, absolutoryjnej sesji Rady Miejskiej przez radnego Ruchu Ślązaków, Grzegorza Gniełkę. Przypomniał on wyborczą obietnicę o zachowaniu mieszkań oraz kolejną - o przeznaczeniu domków na cele dotyczące użyteczności publicznej (np. dla organizacji społecznych). Daniel Beger odnosząc się do tej sprawy chyba zapomniał o tym, co sam pisał dwa dni wcześniej na Facebooku.

Otóż przyznając się z sesyjnej mównicy do niezrealizowania remontu osiedla domków fińskich, stwierdził, że przed wyborami nie znał pełnej sytuacji technicznej. Wskazał, że gdyby miał tą wiedzę wtedy, jego reakcja mogłaby być inna. Odwołał się także do wykonanej w MPGL w 2019 ekspertyzy, z której wynikało że koszt remontu jednego domku, to około 300 tys. zł dla przywrócenia użyteczności mieszkaniowej, zaś miasto planowało dla nich użyteczność publiczną, a więc koszt byłby wyższy.

Prezydent oznajmił, że nie jest w stanie dzisiaj powiedzieć, co dalej stanie się z domkami fińskimi, jednocześnie zastanawiając się nad kosztami, jakie trzeba by było ponieść, aby przywrócić w nich funkcje mieszkaniowe. Na koniec zapytał radnych, czy cena np. miliona złotych za remont jednego domku, jest taką, na którą miasto stać. Jednocześnie zasugerował im, że sami dobrze wiedzą, jaka powinna być na to pytanie odpowiedź. Zrzucił więc sprawę swojej obietnicy wyborczej na barki radnych. Wydaje się, że prezydent w tej sprawie „umył ręce”.

O co tak naprawdę chodzi?

Ta sprawa bulwersuje z powodu jej zlekceważenia i zaniechań. Były obietnice, pieniądze do wydania oraz przygotowane ekspertyzy i kosztorysy. Do tego mieszkańcy zostali sprawnie wykwaterowani. I to do lepszych mieszkań niż te, które zajmowali w domkach. To nie miała być wielka inwestycja. Chodziło o to, by zrealizować to, w co zaangażowało się wielu mieszkańców Świętochłowic.

Chodziło o doprowadzenie do porządku domków i terenu wokół nich. Miały tam zostać wymienione dachy (do dziś eternitowe), położona nowa elewacja drewniana oraz zmieniony system ogrzewania (np. na gazowe). Na terenie przyległym miało być zielono, czysto i bezpiecznie. Celem projektu było zachowanie historycznej zabudowy, jako jedynego takiego miejsca w dzielnicy Piaśniki.

Środki, jakie miasto posiadało, prawdopodobnie wystarczyłyby do realizacji zadania. Zabrakło jednak woli działania. W międzyczasie pojawiły się wielkie projekty inwestycyjne, być może więc dlatego ranga domków fińskich w oczach prezydenta traciła na znaczeniu. Dziś mało kto wierzy, że przetrwają. Raczej trzeba mieć nadzieję, że się nie zawalą i nikt wokół nich nie ucierpi.

W ostatnim niezamurowanym domku mieszka jeszcze jedna rodzina. Prezydent Daniel Beger na sesji Rady Miejskiej wskazał, że to właśnie przez nią nie można było rozpocząć remontu osiedla.

Od nich samych dowiedzieliśmy się jednak, że od początku byli bardzo zainteresowani otrzymaniem innego mieszkania. Sami nawet znaleźli pustostan po drugiej stronie ulicy i byli gotowi do wyprowadzki bardzo szybko. Niestety miasto odmówiło i spór w tej sprawie trwa już 2 lata. Jako jedyni dostawali np. propozycję przeprowadzki do Lipin i lokal w starej kamienicy, gdzie wiadomo było, że nikt takiej propozycji nie przyjmie. Wydaje się, że stali się wygodną wymówką.