Śląskie Boże Narodzenie

W powszechnej opinii Boże Narodzenie uchodzi za najbardziej rodzinne święto zdominowane lokalnymi zwyczajami. Stąd też tradycyjna śląska Wigilia różni się nieco od tej w innych regionach kraju.

fot. pixabay.com
Boże Narodzenie

W okresie poprzedzającym Boże Narodzenie gospodynie na Śląsku robią gruntowne porządki domowe, a gdy już dom lśni, krótko przed Wigilią przychodzi czas na spowiedź, czyli porządek duchowy.

Na Górnym Śląsku stawia się betlyjkę

Zwykle kilka dni przed Wigilią, czyli pod koniec adwentu, w domach buduje się betlyjkę, czyli stajenkę, która jest symbolem miejsca, w którym urodził się Chrystus. Przypomina nam, że tajemnica narodzin Zbawiciela powinna być obecna także w naszych domach i sercach. Stajenka jest kontynuacją pomysłu św. Franciszka z Asyżu, by na święta Bożego Narodzenia robić w kościołach, w domach czy na placach – stajenki ze żłóbkiem i Dzieciątkiem Jezus.

W regionie przez długi czas betlyjka ważniejsza była od choinki. Młode małżeństwa często dostawały w prezencie figury Matki Boskiej, św. Józefa i Dzieciątka. Potem stopniowo szopki rozrastały się o kolejne figury lub elementy wystroju, kupowane albo wykonywane samodzielnie. W jednych domach przed budową betlyjki, w innych zaś po – stroi się choinki, które przed drugą wojną światową stały się modne nie tylko w domach najzamożniejszych, ale też średniozamożnych.

Czas adwentu

Wspomnieliśmy o czasie adwentu, tzn. okresie radosnego oczekiwania na narodzenie Jezusa. Czas ten symbolizuje wieniec adwentowy, który z czterema świecami króluje na stole, a w każdą niedzielę poprzedzającą Wigilię zapala się jedną świecę. Dzieci mają dodatkowo kalendarze wigilijne z okienkami pomagającymi odliczać 24 dni do Bożego Narodzenia.

Miłym zwyczajem jest uczęszczanie dzieci na roratnie msze święte ku czci Maryi Panny, na pamiątkę tego, że przyjęła nowinę od archanioła Gabriela, zwiastującego, iż zostanie Matką Syna Bożego. Kiedyś odbywały się tylko rankiem, teraz zaś są często także wieczorem. Jednak pora dnia z panującymi ciemnościami pozwala osiągnąć lepszy efekt, gdyż do kościoła idzie się z zapalonymi lampionami. Tymi latarenkami oświetla się też pierwszą część mszy roratniej, podczas której w kościele pogaszone są światła i panuje symboliczna ciemność.

Ostatnimi laty szczególną popularność zyskały jarmarki bożonarodzeniowe, które w adwencie organizuje się w wielu miastach w soboty i niedziele. Niewątpliwie jest to łączenie komercji z tradycją, wszak jarmarki tego typu znane są z czasów średniowiecza, a kroniki odnotowują najstarsze organizowane w Budziszynie już od roku 1384 i nieco później, bo od 1434 roku, w Dreźnie.

Przed Wigilią w niektórych rodzinach piecze się pierniki, zwykle według rodzinnych przepisów. Potem też przychodzi pora na patroszenie karpia, a tu należy pamiętać o odłożeniu kilku łusek, które potem należy włożyć do portfela. Tradycja ta ma zapewniać dostatek przez kolejny rok. Taki też cel ma wkładanie monet pod talerze na stole wigilijnym.

Śląska Wigilia

Wigilia to dzień poprzedzający święto Bożego Narodzenia. Nazwa pochodzi od łacińskiego słowa vigilare, to znaczy: czuwanie, stanie na straży, bycie gotowym. Wigilią nazywana jest też uroczysta wieczerza, do której zasiada się o zmroku w gronie najbliższych.

Przez cały rok jemy zwykle kolację, a w Wigilię wieczerzę. Często starsze pokolenie mówi, że idą wieczerzać, czyli idą na kolację, ale w słowie wieczerza jest emocjonalny nacisk, że wszystko jest inne – uroczyste, dostojne. Niektórzy tego dnia zasiadają do stołu, kiedy niebiosa dają znak pojawieniem się pierwszej gwiazdy. Spożywamy też zupełnie inne potrawy, które są zarezerwowane na ten wieczór, np. te z dodatkiem maku. Oczywiście wieczerza jest postna, czyli bezmięsna.

Zawsze wieczerzę wigilijną obchodzono bardzo uroczyście. Po ukazaniu się pierwszej gwiazdy zasiadano do stołu, nakrytego białym obrusem. Pod obrus wkładano siano i monety, na Śląsku południowym także zboże (aby go nie brakło w przyszłym roku), czasem także czosnek i cebulę (by wszyscy byli zdrowi, jak czosnek i krągli, jak cebula). Stół musiał być bardzo starannie przygotowany i nakryty. Panowało przekonanie, że od stołu wigilijnego nie powinno się wstawać przed rozpoczęciem wieczerzy, a także w trakcie. Groziło to bowiem – według ludowych wierzeń – nieszczęściem.

Na śląskich stołach wigilijnych dwanaście potraw pojawiało się sporadycznie. Zwykle przestrzegano liczb nieparzystych i najbardziej prawdopodobna ilość to 5 lub 7. Tradycyjne zupy, czyli siemieniotka i moczka symbolizują życiową gorycz i słodycz.

Zazwyczaj też „chyba w każdym śląskim i polskim domu przed rozpoczęciem posiłku wigilijnego czyta się fragment Ewangelii wg św. Łukasza, który traktuje o narodzeniu Chrystusa. W wielu górnośląskich domach fragment pisma czyta się w języku śląskim”. Potem jest łamanie się opłatkiem i składanie wzajemnie życzeń.

Tradycyjne dania na śląskiej Wigilii

Prócz siemieniotki i moczki jest oczywiście (od lat 30. XX wieku) karp lub inna ryba, który zastąpił śledzia, jest kapusta, są ziemniaki, ale też czasami tzw. ciapkapusta, czyli panczkraut, tzn. dobrze wymieszane i przyprawione kartofle z kiszoną kapustą. Na deser podaje się kompot z suszonych owoców, no i makówki. Oczywiście potrawy w różnych rodzinach bywają różne, już choćby z uwagi na skutki migracji ludności, która przeniosła tradycje, nawyki z rodzinnych stron. Stąd też bywają pierogi, bigos, makiełki, kutia.

Po wieczerzy domownicy powinni przejść do innego pokoju, a tam gdzie spożywało się kolację otwiera się okno, by mogło przyjść z prezentami Dzieciątko, a raczej gwarowo Dzieciontko. Bo przecież nie przynosi ich żaden Mikołaj, Gwiazdor, Gwiazdka czy Dziadek Mróz, lecz Dzieciontko właśnie!

Wiele rodzin praktykuje śpiewanie kolęd po wieczerzy wigilijnej. Jest to element integrujący uczestników wieczerzy, a także dynamicznie podsumowujący radość z pięknej uroczystości. Kolędowanie wynika z tradycji, ale wiąże się z silnym w regionie zwyczajem muzykowania i śpiewania, co wynikało ze specyfiki dawnego górnictwa. Niegdyś praca w kopalniach odbywała się w skupieniu i ciszy. Nasłuchiwano nadchodzących niebezpieczeństw – stękających filarów czy trzeszczących stempli. Poniekąd dla równowagi przy kopalniach powstawały górnicze orkiestry i chóry, a spontaniczne muzykowanie przenosiło się do rodzin, a w Boże Narodzenie znajdowało upust we wspólnym kolędowaniu.

Wspomnijmy jeszcze, że od drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia do Trzech Króli po wsiach, miasteczkach chodziły różne grupy kolędników, a ich główną funkcją było obwieszczanie dobrej nowiny i pokoju wszystkim napotkanym ludziom. Zwyczaj ten zaniknął, podobnie jak zanika (m.in. jako pokłosie po pandemii) kolęda kapłańska. Ta jest obecnie realizowana w domach na zaproszenie danej rodziny lub też w kościołach, jako zbiorcze spotkanie mieszkańców np. danej ulicy.

(map)

Ernest Plucik

Może Cię zainteresować:

Najsłynniejszą akcją była „Wigilia 1944”

Autor: Redakcja NGS24

23/12/2022

Choinka w Katowicach

Może Cię zainteresować:

Jak Śląsk czekał na Boże Narodzenie 100 lat temu? Zajrzeliśmy do starych gazet. „Na pieczeń świąteczną: dobry drób i dziczyzna”

Autor: Redakcja

26/12/2021