Spółdzielnie socjalne w Świętochłowicach. Miało być pięknie, a grozi im upadłość

Majstry, Banderoza i Nudelkula to trzy spółdzielnie socjalne powstałe wiosną 2021 roku w Świętochłowicach. Założyły je wspólnie gmina Świętochłowice i Fundacja "Boże Miłosierdzie". Ten ważny projekt społeczny, zainicjowany przez prezydenta Daniela Begera, miał być wspierany przez miasto. Dziś wszystkie trzy spółdzielnie walczą o przetrwanie.

Pracownicy Banderozy podczas koszenia trawy

O problemach, z jakimi się borykają spółdzielnie socjalne ze Świętochłowic, mówi się od dłuższego czasu. W skrócie: miasto nie wspiera ich działalności, choć m.in. właśnie ta pomoc była wskazywana jako jeden z powodów, dla których je otwierano. Dziś nie wiadomo czy przetrwają, a pracę mogą stracić zatrudnieni w nich mieszkańcy Świętochłowic. W dodatku proces zamknięcia spółdzielni przynieść może duże straty, związane m.in. z koniecznością zwrotu dotacji, na ich założenie.

Spółdzielnia Majstry zajmuje się działalnością remontową, Banderoza utrzymaniem zieleni i pracami porządkowymi, Nudelkula zaś świadczy usługi gastronomiczne – m.in. prowadzi restaurację znajdującą się w Muzeum Powstań Śląskich. W tej ostatniej spółdzielni niedawno zwolniono wiceprezes, która kierowała restauracją. Powodów odwołania nie podano, ale mogła mieć na nie wpływ „krytyka”, która pojawiła się na facebookowym profilu Nudelkuli. Zamieszczono tam zdjęcie choinki, na czubku której przyczepiono… zdjęcie prezydenta Świętochłowic Daniela Begera. Ta forma protestu, choć mało elegancka, pokazywać może jednak desperację, z jaką o przetrwanie stara się walczyć kierownictwo wszystkich trzech spółdzielni. Można tam usłyszeć, ze w żadne obietnice już nie wierzą.

O jakie wsparcie chodzi?

Spółdzielnie socjalne to specyficzne podmioty. Ich zadania to nie tylko świadczenie usług zgodnych z profilem działalności gospodarczej, ale to również działalność pomocowa. Zatrudnienie znajdują tam m.in. osoby po przejściach, często długotrwale bezrobotne i wykluczone społecznie. Tam wracają do zawodowej aktywności. Samorządy, decydujące się na otwieranie spółdzielni socjalnych, muszą mieć świadomość, że ich działalność bez wsparcia - szczególnie w początkowej fazie - już na starcie może położyć cały projekt.

Możliwości nie brakuje. To przede wszystkim korzystanie z tzw. klauzul społecznych w przypadku postępowań dotyczących zamówień publicznych, jednak wachlarz jest znacznie większy. Ustawa o spółdzielniach socjalnych przewiduje m.in. dotacje, pożyczki, czy doradztwo. Spółdzielnie socjalne założone przez miasto, powinny świadczyć swoje usługi przede wszystkim na jego rzecz. W Świętochłowicach jak dotąd nie wypracowano jednak systemu, który pozwoliłby spółdzielniom dla naszego miasta działać.

Szybkie złego początki

Pierwsze symptomy nadchodzących problemów pojawiły się tuż po uruchomieniu spółdzielni. Najpierw okazało się, że z uwagi na wysokie koszty remontowe oszacowane przez MPGL, wyznaczona w planie biznesowym lokalizacja dwóch z nich w byłej szkole podstawowej w Lipinach spaliła na panewce. W zamian spółdzielnie otrzymały lokale na terenie po bazie Zakładu Remontowego MPGL.

Koszty remontu jednak i tu znacznie przewyższyły planowane środki, co już na początku nadszarpnęło ich, i tak skromne, budżety. W budynku do dziś nie ma centralnego ogrzewania, w efekcie czego do Państwowej Inspekcji Pracy trafiło zgłoszenie na urągające warunki pracy i obecnie trwa powstępowanie w tej sprawie.

Trzecia ze spółdzielni miała mieć siedzibę w budynku spółek MPGK/MPUK w Chropaczowie, lecz ten plan również nie wypalił. Ostatecznie Nudelkula znalazła swoje miejsce w restauracji „U Franka” w Muzeum Powstań Śląskich.

Już na przełomie kwietnia i maja 2021 roku w jednym z pism, jakie Adam Trzebinczyk skierował do prezydenta wskazywał, że decyzja o powołaniu spółdzielni była wspólną decyzją prezydenta miasta, jego zastępców oraz prezesów spółek należących do miasta. Jedna z tych spółek (Miejskie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych) poręczyła dotacje w wysokości ponad 1 mln zł, jaką spółdzielnie otrzymały na swoje otwarcie z Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej w Katowicach. Jeśli dojdzie do zamknięcia spółdzielni, to właśnie MPUK będzie musiał tę dotację zwrócić, co może mieć wpływ na sytuację finansową firmy.

Przy powoływaniu spółdzielni ustalono, że aby mogły działać i utrzymać płynność finansową, powinny otrzymywać od miasta zlecenia o wartości 20-30 tys. zł miesięcznie. Wiceprezydent Trzebinczyk już wtedy wskazywał na problem z porozumieniem w tym zakresie z zarządami miejskich spółek. Zwrócił się więc na piśmie do prezydenta Begera o podjęcie działań, które przyspieszą te działania. Do prezydenta wpływały także pisma z samych spółdzielni, w których uprzedzano, że o tym, co się dzieje poinformowana zostanie opinia publiczna i radni, zaś same spółdzielnie zostaną postawione w stan upadłości.

Zapowiadano protest przed Urzędem Miejskim i zgłoszenie sprawy donatorowi. Zamierzano sprawę pokazać m.in. władzom województwa, natomiast prezydentowi i gminie zarzucono brak reakcji na zgłaszane problemy i niezbędnych działań ratunkowych. Tuż po tym podjęto rozmowy z zarządami spółdzielni i wydawało się, że jest szansa na wyjście z impasu. Do tej pory jednak niewiele się zmieniło.

Pozostawieni samym sobie?

Przez brak klauzul społecznych lub ich niekorzystne sformułowanie spółdzielnie nie miały możliwości udziału w postępowaniach, a często nie były nawet o nich informowane. Z informacji z zarządu jednej z nich wynika, że informacji o przetargach w Świętochłowicach, do których mogliby przystąpić, musieli sobie szukać sami poprzez specjalne portale ogłoszeniowe. W dodatku nie są one w stanie konkurować cenowo np. z zakładami pracy chronionej, które otrzymują z PFRON środki na utrzymanie swoich pracowników.

Wiele uwag w sprawie spółdzielni socjalnych do prezydenta Daniela Begera ma także część świętochłowickich radnych. Na jednej z ostatnich sesji Rady Miejskiej prezydent odparł wprost, że spółdzielnie powinny szukać sobie zleceń samodzielnie, a nie czekać na pomoc z miasta. To zupełna zmiana retoryki w porównaniu z tym, co deklarował wcześniej. Dodajmy, że to Rada Miejska zdecydowała uchwałą o powołaniu spółdzielni, stąd troska części radnych jest w pełni uzasadniona. Pomoc samorządu w pozyskiwaniu zleceń została zresztą wpisana do planów biznesowych, na podstawie których te spółdzielnie powstawały. Swój podpis pod nimi składał w imieniu miasta nie kto inny, jak właśnie prezydent Daniel Beger.

W poprawie sytuacji nie pomógł nawet specjalny apel, który został podjęty przez radnych 25 listopada 2021 r. (https://prawomiejscowe.pl/UrzadMiejskiwSwietochlowicach/document/786576/Apel-1_2021). Czytamy w nim, że zobowiązuje się prezydenta Świętochłowic do wykonania apelu do kierowników jednostek organizacyjnych Miasta Świętochłowice oraz zarządów spółek z udziałem Miasta Świętochłowice o stosowanie klauzul społecznych w ogłaszanych postępowaniach o udzielenie zamówień publicznych, aby ułatwić aktywizację społeczno-zawodową i integrację osób zagrożonych wykluczeniem społecznych skupionych w spółdzielniach socjalnych działających w mieście. Niestety zdaniem zarządów spółdzielni nadal nic się nie zmieniło.

Czy koniec jest bliski?

Przełom 2021 i 2022 roku przyniósł jeszcze więcej złych wiadomości. To przede wszystkim kwestia wynagrodzeń dla pracowników Spółdzielni Majstry, którzy nie otrzymali na czas swoich wypłat za listopad ubiegłego roku. W tej sprawie pojawiła się za to seria oświadczeń. Najpierw pełniącego obowiązki dyrektora CIS Tomasza Sikorskiego, który winą za problemy obciążył byłą dyrektor tej placówki Magdalenę Domańską-Rusin (złożyła wypowiedzenie 30 listopada 2021 r., jako powód podając brak wsparcia dla działań placówki ze strony prezydenta Daniela Begera). Ta nie pozostała dłużna, oświadczając że jest to manipulacja ze strony Sikorskiego i zrzucanie winy. Z kolei w pismach, jakie do Tomasza Sikorskiego wysyłał zarząd spółdzielni Majstry napisano wprost o sytuacji kryzysowej i braku pieniędzy na wypłaty.

Z informacji pochodzących ze wszystkich trzech spółdzielni wynika, że pieniędzy starczy tylko na styczeń. Żadna z nich nie jest dziś pewna, czy w lutym dalej będzie funkcjonować i czy będą środki na wynagrodzenia pracowników. Na początku stycznia zwołano zebranie wszystkich trzech spółdzielni, lecz miało bardzo dziwny przebieg. Najpierw rozdzielono je na osobne zebrania dotyczące każdej ze spółdzielni, następnie odwołano wspomnianą wiceprezes Nudelkuli. Miała tam również paść propozycja odwołania wiceprezes Banderozy. To się jednak nie udało i formalnie taki wniosek nie został złożony.

Na zebraniu nie pojawił się prezydent, ani jego zastępca. W zamian oddelegowano nową naczelnik Kancelarii Prezydenta, której zadaniem było nagranie materiałów audio ze spotkania a następnie przygotowanie protokołów. Do dziś jednak zarządy spółdzielni ich nie otrzymały. Wcześniej Tomasz Sikorski odmówił zarządom rejestracji przebiegu zebrań na sprzęcie należącym do spółdzielni (naczelnik miała nagrywać prywatnym telefonem).

Z uwagi na brak perspektyw i dalszy brak zaangażowania w trakcie zebrania nastąpiła próba złożenia wniosku o upadłość wszystkich spółdzielni. Pismo w tej sprawie zostało jednak odrzucone przez Tomasza Sikorskiego i przedstawicieli Fundacji „Boże Miłosierdzie”. Sikorski miał stwierdzić, że skoro są jeszcze pieniądze do zapłaty wynagrodzeń za styczeń, nie istnieją przesłanki do ogłaszania upadłości. Deklarował też szybką pomoc w znalezieniu zleceń, które umożliwiłyby spółdzielniom dalsze funkcjonowanie. Na deklaracji jednak się zakończyło, bo zleceń jak nie było, tak nie ma. A czas leci.

Najbliższe dni powinny pokazać, czy spółdzielnie przetrwają, czy też należy spodziewać się ich upadłości. Byłego wiceprezydenta Trzebinczyka, który próbował uporządkować temat nie ma już we władzach miasta, został bowiem odwołany przez prezydenta. Jeśli upadną, pracę straci 30 mieszkańców Świętochłowic. Zaś MPUK, jako poręczyciel dotacji, będzie ją musiał zwrócić. Przepadnie mu również 60 tys. pożyczki, jakiej udzielił dla spółdzielni Nudelkula. Ostatniego stycznia przypada pierwsza rata jej spłaty. Dziś pieniędzy na tę spłatę nie ma. Pracownicy czekając na zlecenia i pracują zdalnie w domach – czytając instrukcje. Czy doczekają się jeszcze powrotu do pracy?