Wieści z politycznego frontu

Świętochłowice nie mają pierwszoligowych polityków, którzy mogą powalczyć o parlamentarny mandat w jesiennych wyborach. Nie pozostaje nam nic innego, jak kibicowanie kandydatom z innych miast.

D197c421d422f5cbf569ea13f09ef700 XL

Prezydent nie ogłosił jeszcze daty wyborów, ale wszyscy szykują się na 13 lub 20 października. Partie mają jeszcze trochę czasu na domknięcie list, ale mniej więcej wiadomo, kto i gdzie powalczy o mandaty. Arcyciekawie wygląda sytuacja w okręgu katowickim, który obejmuje także Świętochłowice. To kluczowy, polityczny front.

PiS - spadochroniarz
wagi ciężkiej

Po ostatnich, udanych dla Prawa i Sprawiedliwości wyborach do Parlamentu Europejskiego, prezes Jarosław Kaczyński postanowił, że Śląsk stanie się miejscem najbardziej spektakularnego i prestiżowego zwycięstwa PiS. Po „przeprowadzce” do Brukseli Grzegorza Tobiszowskiego, partia mogła bezboleśnie i bez wewnętrznych animozji wyznaczyć nowego lidera listy. Sięgnięto po kandydata z najwyższej półki.

W okręgu katowickim o głosy dla PiS powalczy premier Mateusz Morawiecki. Krytycy zarzucają, iż nie ma on nic wspólnego z naszym regionem. Jest to dosyć naiwny argument, bo w wyborach chodzi tylko i wyłącznie o głosy. Hasła o małych ojczyznach i pracy na rzecz regionu są propagandową papką dla mniej zorientowanych wyborców. Każdej partii zależy na wyniku. Jest więcej niż pewne, że rozpoznawalny i cieszący się społecznym zaufaniem premier Morawiecki, doskonale sprawdzi się w roli śląskiej lokomotywy wyborczej.

PO - schowali się
pod Budkę

Platforma Obywatelska jest w trudniejszej sytuacji. Partia Grzegorza Schetyny nie ma zawodnika, który mógłby nawiązać równorzędną walkę z Morawieckim. Czasy świetności katowickiej listy PO skończyły się z ostatnimi wyborami. Nie wystartuje prof. Marian Zembala, znany, ceniony i szanowany kardiochirurg. Na listach nie pojawi się także lubiana Danuta Pietraszewska. Młodzi posłowie Wojciech Król z Mysłowic i Ewa Kołodziej z Katowic, rwą się do walki, ale pewnego, niedostępnego dla nich poziomu nie przeskoczą nigdy. W tej sytuacji PO rzuciło na katowicki front Borysa Budkę, zastępcę przewodniczącego partii. Jeden z portali nazwał jego rywalizację z Morawieckim starciem gigantów. To mocno przesadzona ocena. Budka na pewno nie jest gigantem, a jego specyficzny sposób werbalnej komunikacji nie przysparza mu sympatyków nawet w łonie partii-matki. Jedynym plusem dla PO jest odrzucenie pomysłu startu w koalicji z ludowcami i komunistami. Kandydaci nie muszą dzielić się miejscami na liście, a wyborcy nie będą mieli moralnego dylematu głosowania na kolegów Leszka Millera i miłośników Wojciecha Jaruzelskiego.

Reszta się
nie liczy

O pozostałych startujących ugrupowaniach nie piszemy, bo nie walczą o władzę, lecz o przekroczenie progu wyborczego. Jeśli znajdą się w Sejmie, przyłączą się do PiS albo do PO. Z grzeczności wypada jedynie wspomnieć, że listę Kukiz’ 15 po raz kolejny otworzy zapewne Grzegorz Długi. To inteligentny i przyzwoity człowiek, sprawny polityk zasłużony dla polskiej demokracji. Szkoda, gdyby miał się nie dostać z powodu nieprzekroczenia przez jego listę progu wyborczego.

Do wyborów pozostało jeszcze dwa i pół miesiąca. Sporo się jeszcze może zdarzyć, a „NGS24” nie zdejmuje ręki z politycznego pulsu.

Jerzy Filar