Wstydu oszczędź!

Prezydent wyrzucił z pracy swoją zastępczynię oraz cieszącą się szacunkiem dyrektorkę OPS. Rozpadła się jego koalicja w Radzie Miejskiej. W stylu „nocnej zmiany” wprowadził program naprawczy, na który nie zgodzili się radni, podczas normalnej sesji. Zwieńczeniem kilkumiesięcznego pasma wizerunkowych porażek Daniela Begera jest ankieta, zamieszczona na profilu jego Przyjaznych Świętochłowic. Pyta w niej wprost mieszkańców czy chcą komisarza.

9e02f79f72eca3ca589ae757d97a7173 XL

Taki oto komunikat pojawił się na facebookowym profilu prezydenckich Przyjaznych Świętochłowic: „Ważne - serdecznie prosimy wszystkich Państwa o udział w ankiecie. Szczerze, tak jak myślicie. Miasto czekają dwa możliwe scenariusze, wprowadzenie planu naprawczego przygotowanego przez Prezydenta i jego współpracowników lub zawieszenie organów miasta (Prezydenta i Rady Miejskiej) i wprowadzenie zarządu komisarycznego do miasta.”

Zapomnieli o trzecim rozwiązaniu. Skoro prezydentowi rządzenie sprawia tyle bólu i trudności, może sobie odpuścić i podać się do dymisji.

Miasto uniknie przynajmniej wstydu, jakim są niewątpliwie rządy komisaryczne.

Od wyborów minęło prawie pół roku. To wystarczająco dużo, aby ocenić umiejętności i skuteczność prezydenta Daniela Begera. Niestety, nie wygląda to dobrze. Prezydent zbudował wizerunek Świętochłowic stojących na krawędzi bankructwa, upadku i społecznej katastrofy. To on, przez porównania z upadłą gminą Ostrowice, wprowadził do publicznego obiegu wizję likwidacji miasta i przyłączenia do Chorzowa, Rudy Śląskiej albo Bytomia. Skoro prezydent panikuje, to jak zimną krew mają zachować mieszkańcy? Tym bardziej, że ta medialna trwoga jest mocno na wyrost. Świętochłowice zadłużone są na poziomie 40 proc. w stosunku do rocznego budżetu. Nie jest to mało, ale sporo zostało do progu alarmowego dla samorządów, który minister finansów wyznaczył na poziomie 60 proc. Wato też pamiętać, że wezwanie Regionalnej Izby Obrachunkowej do sporządzenia planu naprawczego była reakcją na plany finansowe przygotowane już przez nowe władze miasta. Daniel Beger nie zgodził się na wyemitowanie obligacji i w budżecie zrobiła się dziura. Narracja o nadciągającej katastrofie w zamyśle ma służyć rozliczeniom z poprzednikami. Cała medialna i organizacyjna energia Daniela Begera idzie w pokazanie, jakim złym prezydentem był Dawid Kostempski.

Dzięki czarnemu pijarowi można wygrać wybory, ale jest to za słabe paliwo, aby rządzić.

Taka taktyka sprawdza się tylko pod warunkiem silnego poparcia ze strony opinii publicznej. Na to Daniel Beger nie może liczyć. Wygrał wybory przewagą 162 głosów. Oznacza to, że prawie połowa mieszkańców podchodzi do niego co najmniej z rezerwą, jeśli nie z wrogością. Tak dużej grupie nie można wmawiać, że ostatnie osiem lat zostało stracone i wszystko jest złe, łącznie z placami zabaw, basenem na Skałce i remontem stadionu, który nowe władze skreśliły z listy inwestycji. Daniel Beger wojuje z ekipą poprzednika, co jest normalne w polityce. Przy okazji udała mu się też sztuka, która przejdzie do historii nie tylko lokalnego samorządu. Na starcie kadencji zraził do siebie Ruch Ślązaków, koalicjanta, który dał mu zwycięstwo i mógł zapewnić spokojne rządy do 2023 roku.

Odwołanie Soni Kwaśny z funkcji wiceprezydenta miasta, to cena jaką „Ślązacy” zapłacili za sprzeciw ich radnych wobec planu naprawczego, który zakładał drastyczne ograniczenia w wydatkach na cele społeczne i zwolnienia z pracy.

To koniec koalicji. Ze strony prezydenta to nie była głupota, ale coś znacznie poważniejszego. To był błąd. Gdyby nie poparcie Sonii Kwaśny i jej zaplecza politycznego, Daniel Beger nie wygrałby wyborów. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Beger i Kostempski w drugiej turze szli łeb w łeb. Sonia Kwaśny uniosła kciuk na korzyść tego pierwszego i zapewniła mu sukces. Ten akt łaski teraz się na niej zemścił. Wyleciała z roboty, ponieważ odważyła się mieć własne zdanie i skrytykować terapię szokową, jaką chce zafundować miastu prezydent. Danielowi Begerowi udała się rzecz niezwykła. Przez osiem lat Rafał Świerk, lider Ruchu Ślązaków walczył na sali sesyjnej z Dawidem Kostempskim i jego zastępcą Bartoszem Karczem. Wystarczyło pięć miesięcy nowych rządów, aby dawni antagoniści stanęli po jednej stronie barykady. Można użalać się nad losem Sonii Kwaśny, ale w końcu wiedziała, że takie rzeczy, jak szybkie dymisje, zdarzają się w polityce.

Trudno natomiast przejść do porządku dziennego nad wyrzuceniem z pracy Danuty Piątek, dyrektorki Ośrodka Pomocy Społecznej.

Uzasadnienie zwolnienia dosyć dobrze charakteryzuje styl rządzenia obecnej ekipy w magistracie. Oficjalnie, pozbyto się jej za… przyjście na sesję Rady Miejskiej bez zgody prezydenta. Nieoficjalnie wiadomo, że Daniela Begera ubodły słowa, jakie padły z ust dyrektorki OPS. Mocno i stanowczo zabrała głos, m.in. w obronie zwalnianych pracowników i przeciwko likwidacji Ośrodka Wsparcia Rodziny „Tęcza”. Za odwagę przyszło jej zapłacić wysoką cenę. Danuta Piątek to świętochłowiczanka. Jej rodzina współtworzyła podwaliny pod pomoc społeczną w naszym mieście. W OPS pracowała od 40 lat. Od 13 lat była jego dyrektorem. Cieszyła się powszechnym szacunkiem i zaufaniem nie tylko w magistracie, ale przede wszystkim wśród mieszkańców miasta, którzy zawsze mogli na nią liczyć.

Takiej atmosfery w Świętochłowicach jeszcze nie było. Prezydent, który powinien konsolidować, wyciszać międzyludzkie konflikty, sam je prowokuje. Ostatnio straszy komisarzem. Oby sobie tego nie wykrakał.