Od Schwientochlowitz do Świętochłowic. Poczytaj, jak było w mieście za Niemca

Nasze dziedzictwo i kultura często rodziły się w dziejowej kontrowersji. I choć odczucia na te tematy możemy mieć różne, to jednak fakty pozostają faktami. Świętochłowice są polskie, były też niemieckie.

Historia

Jest taki stary dowcip, który mówi o człowieku, któremu zbrzydło życie i postanowił się zabić, lecz wszystkie próby kończyły się fiaskiem. Wtedy znajomy doradził mu, by pożyczył sobie mundur policjanta sprzed I wojny światowej i przeszedł w nim przez miasto. „Jak cię zobaczą, to pewno cię zabiją” – twierdził. Desperat zrobił, jak mu radzono. Następnego dnia spotyka znajomego, a ten się go pyta: „Coś taki połamany? Nie zabili cię?” „Nawet nie próbowali, a połamany jestem od poklepywania, bo klepali mnie i mówili, że to były czasy!”

Dowcip tyle głupi, co śmieszny, jednak oddaje atmosferę tamtych lat. Wyobraźmy sobie śląskie miasta, wioski w czasach niemieckich, czyli sprzed 1922 roku. Porządku strzegła policja, która słynęła z twardej ręki (potem te tradycje przejęła Policja Województwa Śląskiego), a współdziałała z sądownictwem. O tym jednak potem.

Pruskie początki chwały

Na razie spójrzmy na trochę wcześniejsze czasy i niemieckie zasługi dla Górnego Śląska, który stał się pruski za sprawą Fryderyka II, który rozpoczął 16 grudnia 1740 roku wojnę o Śląsk, trwającą po 1763 rok (tzw. trzy wojny śląskie). Śląsk stał się częścią królestwa Prus, a przypomnijmy, że wpierw był lennem królów czeskich, potem dziedzictwem cesarzy austriackich. Podkreślmy jednak też znaczenie czasów pruskich w dziejach Śląska. Można powiedzieć, że gdyby nie państwo pruskie, nie byłoby wielu miast ważnych w naszym regionie, ani rozwoju tutejszego przemysłu, a także regulacji wielu spraw związanych z życiem społecznym.

Chłopi, robotnicy i magnaci przemysłowi

W wieku XVIII coraz śmielej daje o sobie znać rozwijający się przemysł, który potrzebuje rąk do pracy. W celu ich pozyskania wydany zostaje przywilej zwalniający chłopów od poddaństwa na czas wykonywania zawodu górnika. Na czele Wyższego Urzędu Górniczego staje Wilhelm hrabia von Reden, który rozwija górnictwo i hutnictwo. Mile z pewnością wspominają go chorzowianie, gdyż uruchomił Hutę Królewską. Przemysł zaczyna się dynamicznie rozwijać. W roku 1807 zostaje zniesione poddaństwo chłopów, którzy zasilają grono robotników, a Górny Śląsk szybko staje się najważniejszym regionem w państwie pruskim.

Wtedy uważne spojrzenie na Czarny Las skierowali:

  • saski hrabia Detlev von Einsiedel z Mückenbergu (właściciel fabryki metalurgicznej w Lauchhammer w Saksonii),
  • Franciszek Antoni Egells (właściciel odlewni i fabryki maszyn w Berlinie)

Obaj zakładają hutę zwaną Eintrachthütte, od niemieckiego Eintracht, czyli zgoda. W roku 1828 Karol Lazar Donnersmarck buduje w Schwientochlowitz hutę żelaza, a nazwał ją na pamiątkę swych węgierskich przodków „Bethlen-Falva“.

Miasto w budowie

W roku 1873 jego syn, Guido Donnersmarck, zakłada Kopalnię Węgla Kamiennego Deutschland. Przemysł wymaga dróg, i to zarówno bitych, jak i wodnych, tudzież żelaznych. W obecnych Świętochłowicach powstaje Kronprinzen Strasse, prowadząca od Chorzowa po Gliwice, w 1879 wytyczona zostaje obecna ulica Katowicka, w 1845 pojawia się pierwszy dworzec kolejowy, pod koniec XIX wieku zaczynają kursować tramwaje (początkowo wąskotorowe, o napędzie parowym).

Przybywają nowi mieszkańcy, więc buduje się dla nich mieszkania, tworzy się całe kolonie osiedli robotniczych. Ich dzieci zostają poddane obowiązkowi szkolnemu, więc pojawiają się szkoły. Ludzie wymagają leczenia, zatem otwierane są apteki i szpitale. O bezpieczeństwo dba wspomniana już policja, a w sytuacji pożarów pomaga straż pożarna. Krótko: prawidłowo organizuje się życie danej społeczności.

Kulturkampf miał zabić polskość

Górny Śląsk był niemiecki, a jednak polski. W roku 1848 niemiecki (sic!) lekarz Rudolf Virchow, raczej mało życzliwy wobec Polaków, pisał do swego ojca: „Cały Górny Śląsk jest polski. Gdy tylko przekroczy się Stobrawę, wtedy bez znajomości języka polskiego kontakt z ludnością wiejską i biedniejszą częścią mieszkańców miast jest niemożliwy. Niewiele też pomoże tłumacz”.

Sytuację radykalnie zmienił w 1871 roku żelazny kanclerz, czyli Otto von Bismarck, wprowadzając i konsekwentnie realizując politykę „Kulturkampfu”, czyli walki z polskością i Kościołem katolickim, gdyż w tym widział zagrożenie dla spoistości już nie Prus, lecz Niemiec. Usunięto język polski ze wszystkich szkół, zostawiając polszczyznę przy nauce religii w klasach pierwszych. Uderzenie w język i wiarę Ślązaków spowodowało budzenie się świadomości narodowej, a z drugiej strony - wytworzenie swoistego języka, który szybko został zdyskredytowany przez Niemców, iż mowa ta jest: „jakąś mieszanką czesko-morawsko-polsko-niemiecką, którą trudno było by znaleźć w jakimkolwiek języku pisanym”. W najlepszym wypadku mówiono krótko, iż jest to „wasserpolnisch”.

Przecież nawet Korfanty (ochrzczony jako Adalbert, polskim brzmieniem Wojciech zaczął się podpisywać dopiero w 1901 roku) wspominał, że nawet w latach gimnazjalnych polski znał słabo, zaś „Pana Tadeusza” przeczytał z trudem i z pomocą niemiecko-polskiego słownika, niejako z przekory, zachęcony antypolską propagandą.

Niemcy do rządzenia, Ślązacy do pracy, a język wciąż żywy

Kiedy ustał Kulturkampf, zmieniła się sytuacja polityczna, lecz nie polityka wobec ludności polskiej, która zaczęła poprzez swoich posłów do parlamentu niemieckiego upominać się o swoje prawa. Chlubnym przykładem może tu być właśnie Korfanty. Jednak on i nieliczne grono pozostałych propolskich działaczy narodowych nie potrafiło zmienić podejścia do Ślązaków, w których widziano tylko siłę roboczą. Odczuwało się brak miejscowej, śląskiej inteligencji, co powodowało, iż kadrę kierowniczą w zakładach przemysłowych, przeróżnych instytucjach, stanowili przede wszystkim Niemcy.

Gminą Schwientochlowitz kierowali Niemcy:

  • w latach 1875 – 1898 Karl Häusler, który urzędował przy Bergwerkstrasse 13 (obecna Bytomska),
  • potem Robert Maly, właściciel restauracji.
  • dalej (już przy Bahnhofstrasse, obecnie Katowicka) Thannheiser (1900 - 1912),
  • następnie Jul Nolden (1912 - 1921), który zrejterował z gminy w 1921 roku, gdy wybuchło III powstanie śląskie. Ten ostatni urzędował już w budynku przy obecnej ulicy Polaka (teraz Muzeum Powstań Śląskich), gdzie też siedzibę miała wspomniana policja i był areszt.

Wielkie zakłady przemysłowe, czyli kopalnie i huty, były w rękach niemieckich, a funkcje kierownicze także pełnili Niemcy. Decydowało o tym przygotowanie (zawodowe), jak i język urzędowy, a tym był przecież niemiecki. Mieszkańcy naszej gminy, jak i innych ziem Górnego Śląska, posługiwali się stosunkowo biegle tym językiem, lecz na co dzień używali gwary śląskiej. Dodajmy, że ten sam problem wyniknął później, gdy Schwientochlowitz stały się Świętochłowicami i należało się posługiwać językiem polskim.

Zakłady pracy organizowały nawet kursy języka polskiego, a mieszkańcy zetknęli się z problemem, do którego możemy odnieść słowa Juliusza Słowackiego (z poematu „Beniowski”): (…) „Chodzi mi o to, aby język giętki/ Powiedział wszystko, co pomyśli głowa” (…) Przecież szkoły były niemieckie i w tym języku uczono. Byli też (jak to zwykle się dzieje) nadgorliwi nauczyciele, którzy wręcz prześladowali uczniów posługujących się między sobą językiem polskim, a raczej jego śląską odmianą. Znów dodajmy, że to samo miało miejsce po przyłączeniu do Polski, a może szczególnie po II wojnie światowej.

Śląsk wrócił do Polski, różnice pozostały

Skomplikowana była sytuacja w przemyśle po włączeniu do Polski w roku 1922. Huta Zgoda, która – jak większość zakładów koncernu Vereinigte Königs-und Laurahütte AG – znalazła się w granicach państwa polskiego, lecz była wciąż niemiecka. Natomiast Huta Falva była nadal w rękach akcjonariuszy Bismarckhütte S.A., zaś kopalnia Deutschland otrzymała spolszczoną nazwę „Niemcy”, ale wciąż zarządzana była przez personel niemiecki, a zarząd kopalni jeszcze przez kilka lat używał języka niemieckiego w korespondencji z władzami polskimi.

Wspomniani niemieccy urzędnicy, kadra kierownicza przemysłu, zamieszkiwali w eleganckich kamienicach, szlachta przemysłowa w rezydencjach, zaś robotnicy w budowanych dla nich domach, zwanych u nas familokami (niestety nie wszyscy widzą różnicę między kamienicą a familokiem) lub, jeśli byli pracownikami przyjezdnymi, zatrudnionymi czasowo – to w „wulchausach” (coś w rodzaju późniejszych hoteli robotniczych). Wynajem czy kupno mieszkania było kosztowne, a zarobki robotników do wysokich nie należały. Hutnicy i górnicy pracowali ciężko i długo, a zarobki były niewielkie (zauważmy, że zawód górnika został wyeksponowany w Polsce dopiero po II wojnie światowej). Stąd też protesty, wręcz strajki, do rzadkości nie należały, a taki właśnie protest ekonomiczny był powodem I powstania śląskiego.

Niemcy budowali szpitale, gdzie leczyli niemieccy lekarze, jak np. na terenie Lipin i Schwientochlowitz doktor Schaffranek. Zachowało się też nazwisko naczelnego lekarza z Piaśnik dr. Waltera Urtela.

W późniejszym Szpitalu nr 1 (powstał z funduszy Donnersmarcków) lekarzami byli np.:

  • Emil Mucha (zmarł 1 XI 1895 roku),
  • Reinhold Altmann,
  • Carl Müller,
  • od 1888 roku administratorem był tam Jendritzko,
  • leczył dr Wawrzik (przed 1898 rokiem),
  • dr Fuchs (około roku 1900),
  • dr Krygier

Niech nas nie zmylą nawet te polsko brzmiące nazwiska – to byli Niemcy, choć niejeden z nich pałał sympatią do tutejszej ludności (polskiej czy śląskiej). No właśnie. Mieszkańcy mieli na pewno różne przekonania polityczne, różne nastawienie społeczne, różną często wiarę, lecz żyli tu zgodnie jako Ślązacy aż do czasu odrodzenia się w 1918 roku państwa polskiego. Ślązacy przelewali krew w I wojnie światowej dla Niemiec. Poległo wówczas 56200 górnośląskich żołnierzy, a 42100 odniosło rany.

Lumpenproletariat i podludzie

Michael Howard, brytyjski historyk, twierdzi, że David Lloyd George (premier Wielkiej Brytanii) podczas obrad paryskiej konferencji pokojowej (1919 r.) „nietaktownie zażartował”, iż oddać w ręce Polaków przemysł Śląska to jak wkładać w łapy małpy zegarek. Howard uważał, że Niemcy posiadali terytoria wschodnie od XVIII wieku, inwestując intensywnie zarówno w przemysł Górnego Śląska, jak i rolnicze obszary Poznańskiego i Prus Zachodnich. Polaków postrzegali tam jako rasę niewolniczą (Untermensch - podludzie), którą należy traktować stanowczo, choć życzliwie. "Gdy pod wpływem industrializacji polscy chłopi zasilili populację niemieckich miast, stając się lumpenproletariatem, ten stosunek do nich upowszechnił się w całej Rzeszy. Niemiecka postawa wobec Polaków mieściła się gdzieś pomiędzy stosunkiem Anglików do Irlandczyków w XIX w. a nastawieniem białych Południowoafrykańczyków do czarnych w XX w.(...) Ich [Brytyjczyków] doświadczenie kolonialne i irlandzkie sprawiało, że brytyjska klasa rządząca sympatyzowała w pewnym stopniu z niemieckim widzeniem Polaków jako podludzi [Untermensch].”

Od autonomii do... małpy?

Dla odrodzonej Polski tereny Górnego Śląska (z bogactwami naturalnymi, rozwiniętym przemysłem, pięknymi miastami i zadbanymi wioskami) były łakomym kąskiem, więc wszczęto i nasilano akcję uświadamiania, mającą przechylić sympatię Ślązaków do Polski. To samo czynili Niemcy. W tej propagandowej walce posługiwano się prasą, przedstawieniami teatralnymi (amatorskimi), jak też filmem, a bywało, że też duchowieństwem. Zaznaczmy tu, iż w roku 1871 ewangelicy na Górnym Śląsku stanowili 10% ludności, a później wraz z rozwojem przemysłu i napływem inteligencji z Niemiec, odsetek ten wzrósł. Świętochłowice także posiadały bardzo dużo ewangelików.

Tak więc brytyjski premier nie miał jednak racji. Później Autonomiczne Województwo Śląskie prężnie się rozwijało w granicach państwa polskiego. Szereg udanych inwestycji (także w Świętochłowicach) jest tego dowodem. Ten rozwój przerwała jednak wojna, a po 1945 roku do głosu doszła jednak… małpa, bezmyślnie wykonująca polecenia Wielkiego Brata.

Na koniec zacytujmy fragment książki „Odnaleziony portret”, który oddaje dylematy mieszkańców Śląska i tym samym Świętochłowic, gdy jeden z bohaterów mówi: „Byłem Wlotzko, jestem Włóczko, mieszkałem przy Schwarzwaldstrasse, teraz przy Czarnoleśnej, która była w Schwientochlowitz, teraz zaś w Świętochłowicach, były tu Niemcy, teraz jest Polska. A przecież ja jestem wciąż tym samym człowiekiem, który tkwi w jednym i tym samym miejscu. Czy przyjdzie też jeszcze czas na zmianę mojego myślenia, odczuwania, czy też pozwolą mi być sobą, Ślązokiem?”.

(map)

Na fotografii brama wjazdowa do kopalni "Deutschlandgrube", późniejszej kopalni "Polska". Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Tekst pochodzi ze strony Świętochłowice Dawno Temu

Przeczytaj także: Historia Świętochłowic. Przedwojenne miasto pełne życia